wtorek, 21 września 2010

Apokryf o Marii Magdalenia

Gdy Maria Magdalena rozpoznała
w ogrodzie Jezusa, po trzech dniach
od jego męki, spędzonych na rozpaczy,
jedyne czego chciała
to znowu mieć go blisko.

Jezus był jedynym mężczyzną,
którego w życiu kochała.
Zanim go poznała była dziwką,
ale postanowiła się zmienić,
by stać się go wartą.

Wierzyła w każde jedno Jezusowe słowo,
także i w to, że na razie nie chce nazywać
tego co do niej czuje, oraz poważnie się wiązać,
ale wciąż to może się zmienić.

Starała się by Jezus czuł się przy niej szczęśliwy.
Gotowała mu jego ulubione potrawy
i ciastka w kształcie serca na rocznicę
ich pierwszego spotkania.

Zamartwiała się gdy długo nie dzwonił,
była zła, gdy zamiast spędzać z nią czas
szedł na wino z apostołami.
Rozumiała jednak, że on ma na głowie
ważne boskie sprawy.

Słuchała uważnie każdego z jego kazań.
Nigdy nie dała mu odczuć,
że się z nim nie zgadza.
Nigdy nie przyznała nikomu innemu racji.

Nie potrafiła spojrzeć na innego.
Chciała z nim być do końca
i rodzić mu dzieci. Gdy ją uderzył,
powiedziała tylko: „o Jezu!”.
Pozwoliła mu wrócić bo błagał.

Twierdziła, że gdy się kogoś bardzo kocha
to warto się dla niego poświęcać.

Gdy Maria Magdalena, szczęśliwa,
że Jezus jednak żyje, chciała się mu rzucić
na szyję, on ją odepchną.

Burkną coś jakby: „Kobieto,
daj spokój, ja mam
do załatwienia w niebie,
ważne sprawy zbawienia
nie wchodź mi w drogę.”

Jakby zapomniał, by jej podziękować,
za to, że stała pod krzyżem.
Kazał jej od razu coś dla siebie
załatwić.

Nie mówię, że Jezus był niewdzięcznikiem.
Może przyszykował jej w nagrodę
specjalne miejsce w niebie.

Los chciał, że na ziemi
już nie mieli więcej okazji się spotkać.
Jeśli chodzi o życie doczesne to Maria Magdalena
miała prawo czuć się skrzywdzona.

Choć jedyną winą Jezusa,
było to, że ją i inne kobiety
kochał dokładnie tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz